L'occitane- koszyczek z niespodziankami - moje podsumowanie

Jakiś czas temu, podobnie jak większość , dostałam  świąteczny koszyczek od L'occitane.

L'occitane to marka , którą bardzo lubię , cenię za kosmetyki, dość sporo z nich znam i niektóre  z nich nawet przypadły mi do gustu.

W  w/ w koszyczku znalazło się:

- Pivoine Flora edt  5 ml - bardzo rześka woda w torebkowej  miniaturce

- żel pod prysznic  Verbena Shower Gel - szczerze? Używałam już tą serię i mam do niej sentyment, taka  50 -teczka przyda mi się na wyjazdy.

- Immortelle precious night creme  15 ml - spora miniatura gęstego kremu na noc o właściwościach niwelujących oznaki starzenia. Jak dla mnie duża pojemność, spokojnie starczy na 2 tyg.Ja już jestem w takim wieku,że krem regenerujący spokojnie mogę używać, w ramach kuracji mogą i osoby młodsze:)Zawsze to powtarzam,że co skóra ma wchłonąć to wchłonie i nic się nie zmarnuje:)Poza tym czasem wiek wiekowi nie równy w sensie metryki skóry.

- savon extra  doux  - prowansalskie mydło z masłem shea - zapach typowo mydlany,opakowanie zgrzebne, niekoniecznie mój w zapachu ale przyda się na wojaże. Z mydełek L'occitane mam inne swoje ulubione Vetiver wood i bodaj lawendowe:)

 - na ostatek zostało malutkie, słodkie  10 ml cudeńko kremu do rąk z karite, bardzo małe opakowanie,które zapewne starczy na 2 razy , choć jak dla mnie, kremu do rąk więcej być nie musi, bo od razu wiem czego się spodziewać, czy ukoi moją skórę rąk czy  będą jak wiórki - do tego nie potrzebuję 50 ml jak w przypadku kremu do twarzy.

  Pominę PR marki o  którym szumnie na blogosferze, myślę,że marka musi nad tym popracować by wszystko było na najwyższym poziomie zarówno w kwestii komunikacji  jaki i konkretności oferty i solidności wysyłki.

Chciałabym jeszcze słowo napisać od siebie, odnośnie samych produktów i ich wielkości, ten temat przetacza się co rusz na jakiś blogach, skromnie zabiorę i zdanie ja:

- otóż uważam,że ten słodki koszyczek był miłym gestem od L'occitane, nie odczułam tego jako konkretną współpracę, czy też przyparcia do muru jeśli chodzi o recenzję, nie oczekiwałam też  wielgachnych paczek  czy pełnowymiarowych produktów, gdyż wiedziałam czego się spodziewać, patrząc na wcześniejsze nawet zakupy w L'occitane.
Poza tym jako konsument i  zarówno człowiek handlu wiem ,że to taka miła gratyfikacja dla osoby, która wierzy i lubi L'occitane - to tak jak w perfumerii, drogerii dostajemy małe co nieco by przetestować, powąchać, polubić czy tez nie produkt.
Nie jestem roszczeniowa, choć zdarzało mi się w życiu usłyszeć wiele, takich roszczeniowych słów od  innych, kiedy to chciano próbki na 7 dni bo reklama głosiła,że juz po 7 dnich spłycą się zmarszczki, a Pani twierdziła,że w takim razie musi dostać 7 próbek, inna zaś ,że taką próbkę do wylewania to mogę sobie w d.. wsadzić, że dlaczego nie ma psikacza etc.
Oczywiście piszę tutaj o próbkach dołączanych do zakupów ale i o takich , które klientki wymagają bo się należy:)
Otóż niekoniecznie się należy, myslę,że próbki, gifty kofrety to taki miły gest ze strony producenta by klient poczuł się lepiej, aby zapoznał się z ofertą - taki jest handel.
Zagranicą bardzo mało firm coś takiego proponuje, są marki co patrzą jak z kosmosu na delikwenta , który chce coś wypróbować .
Z drugiej strony skoro L'occitane wymagało by mega opinii o produktach,to  podesłało by konkretny produkt a tutaj wg. mnie chodzi raczej o ukłon w stronę konsumenta za życzliwość a nie mega współpracę, ot  by po prostu o firmie mówiono.

I ostatnia sprawa co mnie rozsierdziło: dbajmy o swoją reputację ale nie wymagajmy Bóg wie co bo jesteśmy bloggerkami - w taki mało przyjemny sposób zrażamy wiele owocnych firm do siebie.Jak postępujemy i piszemy w taki sam sposób jesteśmy traktowane, wiele blogerek dostaje pełnowymiarowe ale dużo tańsze produkty, wiele też robi recenzję na podstawie próbki - wierzę,że nie patrzymy przez pryzmat  "oo jakby to był krem Estee Lauder 15 ml to byśmy były zadowolone a jak krem L'occitane , który notabene też kosztuje około 210 zł to już be". Mam takie odczucie.


Nie chcę nikogo urazić tym postem, absolutnie nie, po prostu  jestem inaczej nastawiona do firm, bo chodzi mi o jakość, rzetelność, ludzkość i dyplomację zarówno z jednej strony jak i drugiej.Poza tym stoję też i z drugiej strony.
I post nie ma być wybieleniem marki L'occitane, to tylko moja dygresja na ten temat.
















Komentarze

  1. Tak się składa, że dokładnie 3minuty po Twoim poście puściłam swój do publikacji. I nie widzę nic złego w tej współpracy. Owszem u mnie powstaną mini-recenzje, bo jakby nie patrzeć te kilka ml produktów daje nam zarys, z którym możemy się podzielić, chociażby o pierwszym odczuciach i ja nie widze nic złego w tym. I ja się cieszę, że dostałam wiecej, a w mniejszej ilości, bo poznałam produkty, których wiem, że nie kupię (i co ja bym zrobila z tymi pelnowymiarowymi produktami? strata czasu i meczenstwo) i te, które będą mnie kusiły i z przyjemnością będę czekać na jakieś promocje oraz te co znam i lubię od dawna.


    Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to czas, liczne opóźnienia i chociaż miłe słowa przeprosin, mogły pozostawić małe wzburzenie, stąd mogło powstać rozczarowanie. Rozczarowanie pt: "tyle czekałam a tu tylko miniaturki".



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się z Tobą w całej rozciagłości:) A przeprosiny jak najbardziej PR tam kuleje:(

      Usuń
  2. Piękne podsumowanie :

    " ostatnia sprawa co mnie rozsierdziło: dbajmy o swoją reputację ale nie wymagajmy Bóg wie co bo jesteśmy bloggerkami - w taki mało przyjemny sposób zrażamy wiele owocnych firm do siebie.Jak postępujemy i piszemy w taki sam sposób jesteśmy traktowane, wiele blogerek dostaje pełnowymiarowe ale dużo tańsze produkty, wiele tez robi recenzję na podstawie próbki - wierzę,że nie patrzymy przez pryzmat "oo jakby to był krem Estee Lauder 15 ml to byśmy były zadowolone a jak krem L'occitane , który notabene tez kosztuje około 210 zł to już be". Mam takie odczucie."

    Nie tylko Ty masz takie odczucie :)

    Nic więcej nie dodam, bo świetnie spięłaś w jedną całość. Tyle lub aż tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś w tym jest. Myślę, że najbardziej rozsierdził nas wszystkie fakt, że wysyłka odbywała się w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Jedne osoby dostały najpierw mydełko i krem do rąk, inny tylko koszyczek, a jeszcze inne wcale, mimo, że im również proponowano współpracę. Nie zostałyśmy potraktowane w podobny sposób, mimo, że każda z nas dostała tę samą propozycję. Ponadto brak kontaktu z Panem S. tylko pogarszał sprawę i cała złość i frustracja, związana z przeciągającą się niewiadomą, tylko wzbierała. W tej materii można firmie L'Occitane wiele zarzucić. Niestety.

    A co do samych kosmetyków... Wiadomo, każdy ma swój gust, jednemu coś się spodoba innemu nie i te opinie zawsze będą subiektywne. Co do ich rozmiarów, no cóż, poniekąd same się na to zgodziłyśmy, wysyłając formularz, w którym wyraziłyśmy zgodę na przesyłanie próbek i pełnowymiarowych produktów. Forma mini recenzji, na którą w przeważającej części trafiam, jest moim zdaniem całkowicie dopasowana do rozmiaru produktów. Są to raczej pierwsze wrażenia, po których możemy powiedzieć to, co chciałybyśmy wiedzieć przed ewentualnym zakupem produktu. Czy podoba mi się zapach, konsystencja, czy produkt jest na tyle interesujący, żeby warto było zaryzykować wydanie na niego większej kwoty.

    U mnie emocje już opadły, choć i na początku nie wyrażałam się o samych kosmetykach przesadnie negatywnie. Co innego o całych okolicznościach z nimi związanych. Było minęło, teraz trzeba/można (bo ja bata nad sobą nie czuję) ocenić miniaturki jak zwyczajny konsument, a nie jak blogerka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I karotka trafiła w sedno sprawy.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Karotko o tych dodatkowych współpracach masz rację, wzięli dane, mieli wywiązać się z umowy. Tu bezdyskusyjnie jest na minus.
      Odnosnie blogerstwa, tzn ze bloger to już nie jest też konsumentem?:) Nie rozumiem, są zwykli i niezwykli konsumenci?

      Usuń
    4. Nie, nie... No oczywiście, że jest, ale mam wrażenie, że blogerki podchodzą do recenzowania o tyle poważnie, że chcą się podzielić wszystkimi możliwymi spostrzeżeniami odnośnie produktu, dlatego zanim wydadzą o nim opinię chciałyby go przetestować wzdłuż i wszerz.

      Nie ma co się oszukiwać, że dzięki współpracom mamy możliwość przetestować i wypróbować dużo więcej kosmetyków, niż zdecydowałybyśmy się kupić. Często chociażby wynika to po prostu z nieznajomości lub braku dostępu do danej marki. I w tym aspekcie chcemy i możemy "więcej", niż przeciętny konsument, którego zazwyczaj nieco bardziej cieszy każda otrzymana próbka, czy miniaturka i łatwiej mu wyrokować na jej podstawie, czy produkt mu się podoba, czy nie. Nie do końca umiem ubrać to w słowa, ale mam nadzieję, że mniej więcej rozumiesz, o co mi chodzi ;)

      Usuń
    5. rozumiem, juz pomyślałam,że wyznajesz blogerowyższość choć akurat Ciebie bym o to nigdy nie posadzała:*
      Chodzi po prostu o bardziej merytoryczne skupienie sie na produkcie:)Choc to i tak subiektywne zostaje poniekąd - o czym wspomniałaś:)

      Usuń
    6. Chyba zmierzam do tego, że mając często możliwość przetestowania pełnego produktu, jesteśmy tak przyzwyczajone do relacji - pełny produkt = pełna recenzja, że zapominamy, że na podstawie próbki czy miniaturki można wydać również opinię właśnie pod tytułem "pierwsze wrażenia".

      Usuń
    7. Karotko ale ja znam dużo blogów co pisza na podstawie próbki, ba mając nawet pełen produkt swoje wrażenia dają po tygodniu maźnięcia:) Wiesz na tyle produktów , które bloggerki niektóre mają to ciężko taka stricte pełna recenzja, poza tym są produkty co wystarczy spożytkowac 2 -3 razy.
      Wiesz ja czasem tak mam ,że dotykając produktu wiem ,że ta konsystencja jest tak silikonowa,że go nie chce i już.

      Usuń
    8. Ja takie blogi albo omijam, albo na nie nie trafiam. I bez tego mam dość letnie uczucia względem blogosfery ;)

      Oczywiście, że tak. Ja sama kolorówkę recenzuję dość szybko i nie czekam do zużycia opakowania (w większości chyba bym się nie doczekała ;)), bo to się mija w tym przypadku z celem. Z pielęgnacją też bywa różnie i czasami widać, że coś działa albo i nie, choć ja i tak wolę się wstrzymać i recenzować produkt mniej więcej po miesiącu...

      Każda z nas najlepiej zna własne upodobania i wie, co potencjalnie może się u niej sprawdzić, a co nie. Warto jednak dobrze to uargumentować, jeśli podejmujemy się recenzji produktu, warto wskazać, co ma dla nas znaczenie i dlaczego pewną cechę odbieramy jako dyskryminującą dla produktu.

      Dla mnie pierwsze wrażenia mają dość umiarkowaną wartość merytoryczną, co jednak nie oznacza, że są zbędne. Często, mimo wszystko, to właśnie one zachęcają najbardziej do zakupu.

      Zaczynamy wchodzić na tematy, które pojawiły się przy okazji ustalania kodeksu recenzentki u Hexx ;)

      Usuń
    9. Blogerowyższość :D Dopiero doczytałam ;)

      Usuń
    10. dzieki Karotko:) Pewnie ,że pierwsze wrażenia nie mają żadnej merytoryki ale jak ktoś siedzi w tym po uszy , czy zna swoje preferencje to wiesz:P nie ma się co czarowac, a mc czasu na pielęgnacyjne wartości to jak najbardziej to jet ten czas:) Tak jak dla produktów stymulujacych do włosów 3 mc:)
      A blogowyższość bo spotkałam się z opinią,że skoro jestem blogerka to mi się należy:)

      Usuń
    11. Nie rozumiem Karotko, jak kwestia otrzymania lub nie, darmowych kosmetyków może kogokolwiek rozsierdzić czy sfrustrować... to po prostu śmieszne i żałosne..
      Czy te produkty miały uratować czyjeś życie/zdrowie, pomóc w ratowaniu głodujących dzieci, zatrzymać kometę pędzącą w stronę ziemi ku nieuchronnej zagładzie...?

      Usuń
    12. Nikki, zachęcam do przeczytania PEŁNEJ wypowiedzi, a nie przytaczania wyrwanego z kontekstu fragmentu.

      Wszystko w niej zawarłam i nie zamierzam się tłumaczyć z użytych sformułowań. Uważam, że można z niej wyłuskać jakiś sens i to, co chciałam ze swojej strony powiedzieć.

      Usuń
    13. Karotko. Nie proszę o tłumaczenie czegokolwiek ani też nie przytaczam Twoich wypowiedzi, ponadto zapewniam iż podjęłam wysiłek przeczytania pełnego tekstu.
      Odniosłam się do Twojej wypowiedzi całościowo, bo wywód na temat rozsierdzenia opóźnieniami w dostawie koszyczka po prostu mnie rozbawił. Dramatyzm stanów emocjonalnych, które targały sfrustrowanymi blogerkami w związku z rzeczonym koszyczkiem doprawdy trąci komizmem. Na koniec podkreślam, iż ze swojej opinii nie zamierzam się tłumaczyć!

      Usuń
  4. masz rację.. nic dodać nic ująć! mnie bardziej wkurza samo ichnie zabieranie się za to wszystko.. mały bałagan tam mają.. ale nie oczekujmy też nie wiadomo czego.. ja produkty L'Occitane lubię i te maluszki mnie cieszą.. a najbardziej koszyczek :P hihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Martuś:)A koszyczek cudny - a mini produkty mi akurat sie przydadzą i są wg. mojego gustu - niemal:)W końcu chodzi o zapoznanie się z nimi:P

      Usuń
  5. nie miałam przyjemności współpracować z żadna firmą:)no z jedną:) pixiecosmetic mi podrzuciło do testów korektor,ale to nie współpraca:)
    Nie mam zdania na ten temat:(
    Jestem początkującą blogerką i nie znam może wszystkich zasad panujących w blogosferze odnośnie recenzji, ale jak coś mi nie pasuje to piszę o tym i nie zastanawiam się czy firmie się to podoba czy nie:) piszemy to dla nas :)
    Teraz zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście wiele recenzji pisanych jest pod kątem "dobrej" współpracy z firmą podsyłającą produkty...
    Ten koszyczek miła sprawa... chętnie bym przetestowała:) znam krem do łapek i Immortale ale pod oczy:)
    Dobry post !!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiscie,że piszemy dla nas, tylko ja lubię równowagę, poza tym kwestia pasowania jest tak względna, jak dziewczyny opisują wiesz nieraz coś, co dla nich hmm niekoniecznie bo maja inna cerę czy problem , to dziwna to recenzja, ale myślę,że to się już rzadko zdarza:P

      Usuń
  6. Koszyczek to taka wisienka na torcie, moja córcia już go przechwyciła i święciła w nim pisanki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a Ty wiesz ja go tak zakamuflowałam,że o świątecznej przydatności zapomniałam:P

      Usuń
    2. A widzisz! Moja Aniela tylko go zobaczyła i od razu stwierdziła, że idzie święcić pisanki :P

      Usuń
  7. ja już swoje trzy grosze wtrąciłam na fb :) wiesz pewnie :)))
    tak czy inaczej - zgadzam się - 15 ml kremu do twarzy to dużo, biorąc pod uwagę fakt, jak długo ja np zużywam 30stkę (już o tym u kogoś pisałam pod postem o L'O.) Zapachu jest w sam raz żeby go poznać wzdłuż i wszerz. Żel werbenowy bardzo lubię, miniaturki zawsze się przydadzą w podróż. I u mnie to wcale nie jest kwestia koszyczka - bo on był miłym gestem tak jak pisałaś. A bardziej tego nierównego traktowania poszczególnych bloggerek, długasnego wyczekiwania jakiegokolwiek kontaktu i ogólnego koślawego PRu.
    A co do braku próbek w innych krajach... nie wiem jak jest w reszcie Europy,ale w Stanach np można produkt zwrócić, więc rzeczywiście np. próbki nie mają większego sensu. U nas jednak uważam, że skoro wydaję powiedzmy 1/10 mojej wypłaty na dobry krem do twarzy to chciałabym mieć pewność, że po pierwszym jego użyciu nie wyląduję u dermatologa... Dlatego z pozycji konsumentki często wręcz wymagam (niestety pewnie z Twojego punktu widzenia, ale co poradzę, to moja twarz/moje ciało/moje włosy)próbki/miniaturki. :)
    Ale oczywiście poza tym się zgadzam i cieszę się, że to napisałaś!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu zgadzam się totalnie z tym co piszesz, jeśli chodzi o USA tam to inna bajka,w UK jest to rzadkość ( wyjątek EL, Lancome - gifty za określoną kwotę ), co do polskich realiów rozumiem i jako rzetelna konsumentka, jaką zapewne jesteś, masz do tego prawo, mówię tutaj bardziej o nadużyciach pewnych klientek:)
      U nas kwestia zwrotów jest kontrowersyjna fakt.

      Usuń
  8. Ja już Ci pisałam na fb, ale widzę, że myślisz podobnie jak ja- ten koszyczek to miał być miły gest, a nie produkty to oceny ich wzdłuż i wszerz

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo rozsądny głos w tej całej dyskusji:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coż, L'Occitane chyba nie jest obligowane konstytucją RP ani żadną ustawą do przysyłania komukolwiek czegokolwiek... Kiedyś przypadkiem na ich facebooku przeczytałam kilka "uwag" blogerek i byłam zażenowana, jak można się poniżyć w agresywnym dopominaniu się o rzeczy, na które nas stać...
    Sama pracuję w marketingu i często mamy maile od blogerek, które wręcz żebrają i obiecują napisać same pochwały.. za rzecz wartą kilkadziesiąt złotych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikki i własnie to jest smutne:( o tym pisze by się szanować

      Usuń
    2. Otóż to- w managemencie wielu firm krążą niewybredne dowcipy podsumowujące roszczeniowość blogerek, chyba nie wzięły się one znikąd.

      Usuń
    3. no to sama widzisz, to że sie jest blogerką nie uprawnia do roszczen, oczywiscie byle by też w drugą stronę nie przeginać:)Bo PR niektorych firm są też mało wyszukane.

      Usuń
    4. Co do PR danej firmy- nie odpowiada mi, dziękuję za współpracę i zapominam. Chodzi mi o niepotrzebne zatargi. A warunki współpracy warto spisać w formie umowy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi niezmiernie miło jak się wypowiesz, ujawnisz i napiszesz mi co myślisz:)Wszystkie komentarze, dygresje czytam i staram się na nie odpowiadać.
Proszę nie zamieszczać spamu ani kryptoreklamy.

Popularne posty